Mariusz
Defragmentator
Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 960
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Cloudy Sky
|
Wysłany: Pią 7:00, 13 Sie 2010 Temat postu: Jak to Polska ratowała Europę przed bolszewizmem |
|
|
Rozmowa z prof. Januszem Ciskiem, dyrektorem Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie
autor: Darek Golik
źródło: Fotorzepa
Rz: Edgar D’Abernon nazwał Bitwę Warszawską 1920 roku osiemnastą najważniejszą bitwą w dziejach świata. Nie przesadził?
Janusz Cisek: Nie, nie przesadził. Brytyjski historyk miał znakomite wyczucie. Rozumiał, jak wielkim zagrożeniem dla zachodniej cywilizacji jest bolszewizm. Polska, wygrywając pod Warszawą, uratowała nie tylko siebie, nie tylko swoją niepodległość, ale zapewne też sporą część Europy. Słuszność jego rozumowania potwierdziły wydarzenia, do których doszło ćwierć wieku później. To, co nie udało się Leninowi w 1920 roku, zrealizował Stalin w 1944.
Czyli gdybyśmy przegrali tamtą kampanię już w 1920 roku, powstałby PRL?
Dokładnie. Z tym że zamiast Bieruta bolszewickim namiestnikiem tego tworu byłby Marchlewski. To byłoby takie komunistyczne Generalne Gubernatorstwo. Natychmiast w podbitej Polsce swoją działalność rozpoczęłaby Czeka. Bolszewicy zgotowaliby nam krwawą łaźnię.
A co nasza porażka oznaczałaby dla reszty Europy?
Jej konsekwencje byłyby bardzo poważne. Jest bowiem rok 1920. Kontynent jest osłabiony zakończoną właśnie wojną. Niemcy są zrewolucjonizowane, rok wcześniej doszło do rewolucji Beli Kuna na Węgrzech. Te rewolucje nadal się tlą. Czekają na wsparcie z zewnątrz. Czekają na bagnety i szable Armii Czerwonej. W pozostałych państwach regionu sympatie lewicowe również są niezwykle silne. Na przykład we Francji czy Anglii, gdzie związki zawodowe nie przepuszczały transportów z bronią przeznaczonych dla polskiego wojska. I wyobraźmy sobie teraz, że bolszewickie armie „po trupie Polski” rozlewają się po kontynencie.
Związek Sowiecki Europy?
Obawiam się, że tak by się to mogło skończyć. Gdy już rozważamy alternatywne scenariusze, warto również wspomnieć o drugiej – być może jeszcze bardziej groźnej dla Polski – możliwości. Czyli porozumienie Niemców z bolszewikami. A więc Armia Czerwona zatrzymuje się na granicy Niemiec i następuje powrót do sprawdzonej koncepcji rosyjsko-niemieckiego rozbioru Polski.
Nie chce mi się wierzyć, żeby bolszewicy się zatrzymali.
Znane są przecież dokumenty wskazujące na daleko idące współdziałanie między bolszewikami i Niemcami. Na przykład korespondencja gen. Hansa von Seeckta, który odtwarzał wówczas Reichswehrę i otwarcie pisał o możliwości porozumienia z Moskwą i kolejnym rozbiorze Polski. Być może więc Armia Czerwona nie zaryzykowałaby wojny z Niemcami, nadal, pomimo porażki wojennej, bardzo silnymi. Dotarłszy do linii granicznej sprzed 1914 roku, mogłaby skręcić na południe, wypełniając próżnię powstałą po Austro-Węgrzech. Czy tak by się stało – nie wiadomo. Należy jednak rozważyć także taką możliwość. Niezależnie jednak od tego, dokąd po zajęciu Warszawy pomaszerowaliby bolszewicy, Polska skończyłaby jak Ukraina. Ona także próbowała wówczas wybić się na niepodległość, tworzyła zręby swojej państwowości. Próby te zostały jednak brutalnie stłamszone.
Rok czy dwa lata temu oglądałem w telewizji program o obchodach rocznicy wojny 1920 roku. Prezenterka użyła sformułowania „Cud nad Wisłą”...
Tak, to pokutuje do dziś. W sierpniu 1920 roku rzeczywiście doszło do nadzwyczajnego odwrócenia fortuny wojennej. Polska armia, która wcześniej była w odwrocie, zdołała odeprzeć przeciwnika spod swojej stolicy i przejść do brawurowego kontrnatarcia. To rzeczywiście było wydarzenie niezwykłe, ale endekom, którzy rozpropagowali określenie „Cud nad Wisłą” – po raz pierwszy użył go 18 sierpnia w „Rzeczpospolitej” Stanisław Stroński – chodziło o coś zupełnie innego, o odarcie Wodza Naczelnego Józefa Piłsudskiego z glorii zwycięstwa. To niestety arcypolskie. Często próbuje się u nas pomniejszyć zasługi wielkich postaci historycznych, ludzi, którzy mają wielkie osiągnięcia, którzy wyrastają ponad przeciętność. Hasło „Cud nad Wisłą” miało więc oznaczać, że Polska ocalenie zawdzięcza nie swojemu dowódcy, nie bitności żołnierzy, ale siłom nadprzyrodzonym.
Czyli według pana to Piłsudski uratował wtedy Polskę?
To on był Naczelnym Wodzem, to on prowadził tę wojnę, to on podjął decyzję o wykorzystaniu takiego, a nie innego planu. Wziął na swoje barki odpowiedzialność, której nie chciał wziąć nikt inny (początkowo kierowanie wojskami chciano oddać w ręce generałów Dowbora-Muśnickiego lub Hallera) i jemu należy się chwała zwycięstwa. Tak jak wcześniej obarczano go odpowiedzialnością za porażkę, gdy front się cofał, tak po zwycięstwie powinno się docenić jego zasługi.
A co z wersją, że to nie Polacy pokonali bolszewików, tylko kierujący francuscy oficerowie na czele z generałem Weygandem?
Bzdura. Znamy korespondencję między przebywającym w Warszawie Weygandem a marszałkiem Fochem. Weygand przyznał w niej, że zgodził się i poparł plan Piłsudskiego. A nie odwrotnie. W 1930 roku, w dziesiątą rocznicę bitwy, francuski generał wygłosił odczyt w Brukseli, w którym powtórzył to samo. Dopiero znacznie później zaczął sobie rościć prawa do tej wiktorii. W latach 50. w swoich wspomnieniach stwierdził, że „plan sam się narzucał”, i sugerował, że to jego zasługą było jego przeforsowanie. Wówczas gen. Anders zażądał od niego sprostowania i Weygand musiał swoje uwagi publicznie odwołać. Także nie ma wątpliwości – to Polacy wygrali tę bitwę, a nie Francuzi.
Ale może nie Piłsudski, tylko szef jego sztabu gen. Rozwadowski, autor planu?
To kolejna teoria, która ma obedrzeć Piłsudskiego z chwały. Plan Rozwadowskiego zalecał bowiem koncentrację wojsk w okolicach Garwolina, a więc znacznie płytszą niż w rzeczywistości. Piłsudski ten plan przerobił, koncentrując większą ilość sił na linii Wieprza i zakreślając kontruderzenie znacznie szerzej. Jednak nawet gdyby tak nie było – istnieje coś takiego jak odpowiedzialność polityczna. To premier odpowiada za działania swoich ministrów. W wojsku jest dokładnie tak samo. Sztab przygotowuje plany operacji, bo na tym polega jego praca. Ale to naczelny dowódca je akceptuje albo odrzuca. To wodzowie wygrywają bądź przegrywają wojny.
A jak pan ocenia wykonanie tej operacji przez Piłsudskiego?
Niezwykle wysoko. Na ogół ludzie myślą kategoriami swojej epoki, opierają się na tym, co było wczoraj. Wizjonerzy zdarzają się rzadko. W roku 1920 w myśleniu kadry oficerskiej większości krajów – na czele z Polską – dominowało przywiązanie do wzorców I wojny światowej. A więc wielkie nasycenie artylerią, gra na wyczerpanie wroga, długotrwała wojna w okopach. Tymczasem Piłsudski zadziałał jak Napoleon, który, nawiasem mówiąc, był dla niego wzorem. Wykonał szybkie, śmiałe i zdecydowane uderzenie na tyły zdezorientowanego przeciwnika. Po dokonaniu koncentracji, która umknęła jego uwadze. Klasyczny manewr napoleoński.
Zaskakujące jest chyba również to, że polską armię – zdemoralizowaną długim, ciężkim odwrotem – udało się pchnąć do kontrnatarcia.
Pisał o tym Weygand, zobaczymy to także w kręconym przez Jerzego Hoffmana filmie o Bitwie Warszawskiej. Wszyscy wątpili, czy rozbita polska armia będzie jeszcze w stanie się bić. Wydawało się to niemożliwe. A jednak – udało się ją jeszcze raz poderwać do boju. Znowu wskazałbym na Piłsudskiego. To była jego zasługa. On miał naprawdę magiczny wpływ na wojsko i niesamowity osobisty kontakt z żołnierzami. Naprawdę był jak Napoleon, który pamiętał twarze zwykłych strzelców, których dziesięć lat wcześniej dekorował Legią Honorową. Piłsudski cieszył się w wojsku wielkim poważaniem i estymą. Szczególnie wśród jednostek legionowych, które nie przez przypadek stanowiły trzon armii dokonującej w 1920 roku kontruderzenia.
Na świecie panuje przekonanie, że pierwszą wojną ruchomą, pierwszym blitzkriegiem, była niemiecka operacja w Polsce w 1939 roku. Ja zawsze miałem wrażenie, że pierwszym blitzkriegiem była właśnie wojna 1920 roku.
Niestety, wojna 1920 roku umknęła uwadze świata. Uważano ją za konflikt peryferyjny. Ma pan jednak rację, to rzeczywiście była szybka, ruchoma kampania. Tylko że zamiast zagonów pancernych, które pojawiły się w późniejszych konfliktach, wykorzystano zagony jazdy. W 1920 roku to one przełamywały fronty i wdzierały się w głąb wrogich linii. Nie przez przypadek właśnie dowódcy z tej wojny – kierujący naszą 5. Armią gen. Sikorski i marszałek Tuchaczewski – w swoich późniejszych książkach tak znakomicie przewidzieli, w jaki sposób będzie prowadzona II wojna światowa.
Zaczęliśmy naszą rozmowę od tego, co by było, gdybyśmy przegrali wojnę 1920 roku. A co by było, gdybyśmy poszli dalej? Już na emigracji dowódca białych Rosjan gen. Denikin twierdził, że bolszewizm przetrwał tylko dlatego, że Piłsudski go nie wsparł. Że Polacy nie zdecydowali się razem z białymi Rosjanami na marsz na Moskwę.
Piłsudski miał do wyboru: z Polską będzie graniczyła Rosja czerwona albo Rosja biała. Uznał, że mimo wszystko ta ostatnia będzie dla nas większym zagrożeniem. Przypominam, że to bolszewicy zniszczyli naszego zaborcę, to bolszewicy znieśli traktaty rozbiorowe, to bolszewicy byli słabszym czynnikiem na arenie międzynarodowej. Gdybyśmy odbudowali carat, to szybko zyskałby on poparcie Zachodu i dążyłby do odtworzenia linii zaborów, wasalizacji Polski.
Obawiam się, że cele Związku Sowieckiego wobec Polski były jeszcze bardziej złowieszcze.
Ale sam Denikin niespecjalnie zachęcał Polaków do sojuszu. On oczekiwał, że zajmując tereny na Wschodzie, będziemy przywracać na nich rosyjską administrację. Wszystkie kwestie terytorialne miała zaś rozstrzygnąć przyszła konstytuanta już po ostatecznym pobiciu bolszewików. Polskę widział jako niewielkie kadłubowe państwo lub wręcz prowincję restaurowanego imperium. To właśnie dzięki takiemu nastawieniu przegrał tę wojnę. A potem oczywiście szukał kogoś, kogo mógłby obarczyć współodpowiedzialnością za klęskę.
Ale dziś z perspektywy czasu, gdy wiemy, jakim koszmarem dla świata był komunizm, można chyba powiedzieć, że Piłsudski dokonał złego wyboru.
Świat się mało o Polskę martwi, więc dlaczego my mamy się martwić o świat? Poza tym przypominam panu, że sprzymierzając się z białą Rosją, Piłsudski natychmiast straciłby innego sojusznika – Ukrainę. O wolnej Ukrainie biali Rosjanie nie chcieli bowiem nawet słyszeć.
Ale czy zdobycie Moskwy było w 1920 roku osiągalne? Mieliśmy jeszcze tyle siły?
Uważam, że dalibyśmy radę. Podczas takiej ofensywy uzyskalibyśmy bowiem nie tylko wsparcie białych Rosjan, ale także Zachodu, który na początku dążył do zdławienia rewolucji bolszewickiej. Być może do wojny przystąpiłaby wówczas Japonia, która miała swoje interesy na Dalekim Wschodzie. To by była kampania prowadzona przez wielu sojuszników. Siłę, żeby zająć Moskwę, mieliśmy jednak na pewno. Byliśmy bowiem młodym narodem, który ponownie wstępował wówczas na arenę dziejów. Energia, możliwości mobilizacji, odwaga i zdolność do wielkich czynów takiego narodu są zawsze większe niż możliwości zblazowanych starych narodów. Szczególnie rozłożonych od wewnątrz przez rewolucję.
Czyli poszlibyśmy śladami hetmanów z początków XVII wieku?
Hetmanów, którzy – warto przypomnieć – także nigdy nie mieli przewagi liczebnej nad państwem wielkomoskiewskim.
A czy zgadza się pan z tezą, że Piłsudski wojnę 1920 roku przegrał?
Tak. Pod warunkiem że uznamy, że Wielka Brytania przegrała II wojnę światową, a Francja przegrała I wojnę światową. Wygrać wojnę to jedna rzecz, wygrać pokój to zupełnie inna sprawa.
Militarnie bolszewików pokonaliśmy, co do tego nie ma wątpliwości. Ale oczywiście Piłsudski nie spełnił swoich wojennych celów. Nie udało mu się zrealizować programu federacyjnego. Nie udało się stworzyć Ukrainy i Białorusi połączonych więzami z Polską. Jeżeli zaś chodzi o samą Polskę, to uzyskanie granicy sprzed II rozbioru w sytuacji, w której startowało się od zera, to chyba niezłe osiągnięcie. Wywalczyliśmy przecież znacznie więcej, niż mamy teraz.
Ale jak jest się – jak pan powiedział – odważnym, młodym narodem, to walczy się o całą stawkę.
Tak, ale wtedy trzeba dać swojemu dyktatorowi, królowi, wodzowi czy naczelnikowi pełną swobodę działania. Piłsudski takiej swobody nie miał.
Znowu cholerni endecy.
(śmiech) Tak, niestety to nie Piłsudski negocjował traktat ryski kończący wojnę 1920 roku, tylko jego przeciwnicy polityczni. Przecież bolszewicy dawali nam nawet Mińsk, niemal całą Białoruś! Polska delegacja nie chciała jednak wziąć tak dużych połaci ziemi zamieszkanych przez ludność niepolską. Piłsudski na pewno nie był zachwycony tym, w jaki sposób politycy przy stole rozmów wykorzystali jego zwycięstwo na polu bitwy.
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|